Strach przed diabłem czy kobietą?
„Czarownica i kobieta w jednej osobie, słowem, obcy gatunek, nie poddający się racjonalnemu poznaniu, funkcjonujący według niepojętych dla zwykłych mężczyzn mechanizmów i pryncypiów.” – Andrzej Sapkowski
Wspomnę tutaj autora Bohdana Baranowskiego, którego interesowała obyczajowość, religia i życie codzienne na polskiej wsi a w tym wypadku w XVII i XVIII wieku. Skrupulatnie opisywał mentalność ludzi i istniejące prawo w tamtych czasach.
Prawo brutalne i zarazem barbarzyńskie a sam wyrok i poprzedzające go tortury były gorsze niż występek jakiego dopuścił się oskarżony.
Bite, podpalane, kaleczone.
Opis tortur sprawiał, że w naszych oczach winna kobieta stawała się ofiarą. Jeśli nawet czarownica rzeczywiście byłaby wspólniczką diabła to wydałoby się to niczym w stosunku do okrucieństwa jakiego dopuszczał się kat. Zatarła się granica pomiędzy sprawiedliwością a barbarzyństwem.
Czy narażały się same?
Istotne jest jedno. Nawet jeżeli się same narażały to nikt nie miał prawa aż tak je krzywdzić. Niestety wiek XVII to czas ciemnoty i biedy na terenach Polski. Nie wspominam już o tym co działo się na ziemiach niemieckich czy francuskich, bo według tego co podaje w swojej książce Bohdan Baranowski, nasz kraj miał o wiele bardzie łagodniejsze metody karania czarownic i wspólniczek diabła.
Warto sobie przypomnieć, że były to dzieje ciągłych bitew: wojna ze Szwecją, Potop Szwedzki, powstania Chmielnickiego czy też wojny z Turcją.
Kraj wyniszczony, ograbiony a ludność głodna, wybiedzona i szukająca osoby, która była winna za całe zło tego świata. Dostało się oczywiście Lucyferowi i jego kochanicom, dlatego nienawiść ludzi do czarownic była ogromna.
Czy ktoś miał szansę przeżyć?
Gdy w miejskim sądzie pojawili się już odpowiedni „eksperci” od szatańskich czarów, na początku dobroduszni przedstawiciele prawa nakazywali katowi przedstawić oskarżonej przedmioty tortur, by ta odnalazła w sobie skruchę i przyznała się do zarzucanych czynów. Oczywiście miały spłonąć na stosie za rzucane zaklęcia na zwierzęta sąsiadów, że mleka nie dawały, że krowa nie płodziła źrebiąt, że pola usychały, bo od dawna nie padał deszcz. Już samo obcowanie z diabłem, było przewinieniem samym w sobie. Jeżeli kobieta dalej uparcie twierdziła, że jest niewinna, kat przystępował do pracy. Oskarżona na dzień dobry otrzymywała solidnego liścia, aby nie zdołała rzucić żadnego zaklęcia. Biedota nie mogła liczyć na ocalenie, co innego gdy ofiarą kata stawała się szlachcianka czy też żona magnata. Wtedy wystarczyło złożyć ofiarę kościołowi za swoje niegodne uczynki a pokuta została udzielona winowajczyni. Straszne czasy dla ludzi niewykształconych, których można było mamić opowieściami.
Myślę, że tutaj warto sięgnąć po książkę „O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach. Szkice z obyczajów XVII i XVII wieku.”, gdzie historia niewinnych kobiet, jak i średniowiecznej ludności została dobrze opisana. Smutne jest jednak to, że nawet teraz dajemy się w łatwy sposób manipulować, więc nie ma co się dziwić, że ludność średniowiecza jak i późniejszych epok była łatwowierna i spijała słowa przekazywane przez władzę czy kościół.