Są takie powieści, o których ciężko zapomnieć.
Są takie historie, które na zawsze pozostaną w sercu.
I tak właśnie było z pierwszą powieścią Ewy Sobieniewskiej pt. „Srebrne wrzeciono”.
Losy Vaivy oraz Wiktorii bardzo na mnie wpłynęły. Piękne opisy przyrody, ciekawe relacje bohaterów, mnóstwo emocji.
Tym bardziej z przyjemnością sięgnęłam po „Zaklęte zwierciadło”, dzięki czemu ponownie mogłam przenieść się do Łubinowa oraz do Wilna.
Poznajemy tym razem szerszą historię Eufrozyny Bilińskiej oraz Janusza Słoczyńskiego. Pojawia się także Eliza Ruczyńska, niedoszła narzeczona Dominika Łempickiego.
W „Zaklętym zwierciadle” odegra bardzo istotną rolę.
Moją uwagę przykuła postać Marcina Zacharewicza, którego obdarzyłam ogromną sympatią, podobnie jak Ksawerego w „Srebrnym wrzecionie”.
Uwielbiam jak autorka łączy historie bohaterów, jak idealnie skleja poszczególne wątki. A to co wcześniej było niezrozumiałe, nareszcie nabiera sensu.
Każdy bohater otrzymał w powieści swój czas, dzięki czemu wiemy jakimi wartościami się kieruje oraz jakie tajemnice skrywa przed światem.
Ewa Sobieniewska podarowała swoim bohaterom duszę.
„Zaklęte zwierciadło” to saga o kobietach, które w trudnych czasach muszę zmierzyć się z przeciwnościami losu, zaś walka o prawdziwą miłość nie zawsze jest słuszna, gdyż los bywa przewrotny i nie raz okrutnie drwi z człowieka.
To nie jest zwykły romans. To poruszająca historia ludzi w czasach, gdy Polska była pod zaborem rosyjskim. Gdzie walczono o wolność, kiedy wzniecano bunty, a Królestwo Polskie straciło swą autonomię.
Ciężkie czasy, trudne wybory.
Autorka ponownie poruszyła moje serce, dlatego z niecierpliwością czekam na kolejną część sagi, a wszystkim, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznać się z twórczością Ewy Sobieniewskiej, gorąco polecam jej książki.